Spis treści.
Tym razem czeskie Karkonosze, czyli szlak ze Szpindlerowego Młyna do Klinovki. Bardzo malowniczy szlak, szczególnie w okolicach Kozich Grzbietów oraz na zejściu z Klinovki do Szpindlerowego Młyna, gdzie szlak pięknie trawersuje zbocze.
Przebieg trasy - ze Szpindlerowego Młyna do Klinovki.
Długość trasy: 19,8 km. Sugerowany czas przejścia: 6:43 godz. Niektóre szlaki w wyznaczonej trasie są zamknięte zimą ze względu na zagrożenie lawinowe.
Karkonosze od czeskiej strony - pomysł na majówkę.
Do Szpindlerowego Młyna wybraliśmy się z myślą, że pochodzimy trochę po górach. Zawsze byliśmy w Karkonoszach od strony Szklarskiej Poręby lub Karpacza. Tym razem chcieliśmy spróbować od czeskiej strony.
Mieliśmy w pamięci przepiękną majówkę w Karkonoszach z ubiegłego roku, kiedy temperatura wynosiła ponad 20 stopni, było pięknie i słonecznie, po prostu wymarzona pogoda na górskie wędrówki.
Po cichu liczyliśmy na to, że będzie podobnie, albo chociaż nie jakoś drastycznie gorzej.
No i się mocno zdziwiliśmy, bo o ile na początku nie widać było śniegu, to już po wyjściu na wyższe partie, śniegu było co niemiara. Widać było, że powoli topnieje, ale było to na tyle powolne topnienie, że, jak później sprawdzałam stan w tym miejscu na kamerach internetowych, pokrywa śnieżna topniała tak jeszcze przez kolejne 3 tygodnie!
Wyprawa ze Szpindlerowego Młyna - żółtym i czerwonym szlakiem.
Wyruszyliśmy więc spod Hotelu Grand i skierowaliśmy się w stronę Špindlerův Mlýn, u školek. Na rozwidleniu szlaków wybraliśmy szlak żółty, który jest zdecydowanie ciekawszym szlakiem niż czerwony, bo omija niezbyt ciekawe zabudowania kompleksu Svatý Petr. Kierujemy się żółtym szlakiem w stronę Úbočí Kozích hřbetú. Żółty szlak łączy się tutaj z czerwonym i dalej podążamy czerwonym szlakiem w stronę Krakonoš, odb. vyhl. Nie wchodziliśmy jednak na sam Krakonoš.
Widoki, jakie tu zostaliśmy, były naprawdę zachwycające. Tam, gdzie skończył się las, pojawiły się widoki w dół zbocza, częściowo spowite mleczną mgłą.
Przed nami rozciągała się mglista kraina. Dobrze, że idąc pod górkę nieco się rozgrzaliśmy. Pogoda była niezła, choć dało się odczuć rześkie, chłodne powietrze.
W stronę Schroniska U Luční Boudy.
Po wejściu na najwyższy punkt, idziemy dalej przez śnieżne pustkowie kierując się trochę w ciemno w stronę Schroniska U Luční Boudy.
Szlak nie był w ogóle widoczny, więc nie byliśmy pewni, dokąd dojdziemy, bo mapa nie pozycjonowała nas tak do końca po szlaku.
Nie było też zimowych tyczek wyznaczających szlak. Najwidoczniej jest on wszystkim znany.
Na śniegowej pustyni było trochę strasznie. Mieliśmy tu także niebywałe emocje, gdy nagle nasze buty wpadły w lodowatą wodę znajdującą się pod warstwą śniegu. Po tej wycieczce bez wahania zainwestowałam w buty z nieprzemakalną membraną.
Schronisko U Luční Boudy.
Nawet nie wyobrażasz sobie naszego szczęścia, kiedy okazało się, ze schronisko jest otwarte i możemy się ogrzać, wypić ciepłą herbatę z goździkami i zjeść coś gorącego w towarzystwie bernardyna.
Jeśli chciałbyś tu kiedyś przenocować, zajrzyj na stronę schroniska klikając tutaj.
Po nabraniu sił w schronisku wyruszyliśmy dalej, szlakiem czerwonym w stronę Výrovka. Szlak w miesiącach letnich jest z pewnością szlakiem niezmiernie łatwym. W śniegu idzie się jednak trudniej. Na początku wspinaliśmy się delikatnie w górę, brodząc w rozmokłym już trochę śniegu. Wrażenia takie, jakbyśmy szli na boso po mokrym piasku.
Czerwonym szlakiem w stronę Chaty na Rozcestí.
Następnie idziemy praktycznie cały czas prosto. W sumie był tam poprowadzony zimowy szlak wytyczony tyczkami, ale nie byliśmy pewni, czy dojdziemy tam, gdzie chcemy, a poza tym inni wędrowcy podążali letnim szlakiem, który był już trochę wydeptany i przez to widoczny. Widoki były tu bajeczne. Musieliśmy jednak uważać, aby się nie potknąć, bo moglibyśmy się sturlać z tego wzniesienia.
Nie mam lęku wysokości, ale tutaj nie czułam się pewnie, bo było bardzo ślisko i dość stromo. Ten odcinek pokonałam naprawdę małymi kroczkami.
W końcu mijamy Výrovka i idziemy dziarsko dalej.
Przed nami hałdy śniegu, tworzące korytarz, po którym idziemy przez jakiś czas. W końcu jednak rezygnujemy i decydujemy się iść brzegiem korytarza. W samym korytarzu utworzyła się bowiem rzeczka, która powstała z topniejącego się śniegu. Już i tak mamy przemoczone buty, ale nie ma co przesadzać z tą wodą w butach.
W końcu docieramy do Chata na Rozcestí, skąd odbijamy w prawo w zielony szlak.
Tutaj minęli nas pędzący na biegówkach narciarze. Aż im zazdrościłam tej szybkości, bo my poruszaliśmy się w śniegu zdecydowanie wolniej.
Niebieskim szlakiem od Klinovki do Szpindlerowego Młyna.
W końcu docieramy do mniej zaśnieżonej polany. Widać w oddali zabudowania. Trzymamy się prawej strony i podążamy dalej niebieskim szlakiem.
Szlak początkowo biegnie niepozornie. Po chwili jednak znowu brodzimy w śniegu, więc trzeba ostrożnie stawiać kroki.
Później jednak docieramy do miejsca, które w warunkach letnich na pewno wygląda przepięknie i jest bardzo prostą ścieżką. W warunkach zimowych należy jednak zachować szczególną ostrożność.
Śnieg pokrył bowiem szczelnie bryłę wzniesienia i jest tak ślisko, że przechodzę ten kawałek praktycznie na kucaka. Dla asekuracji wczepiałam się palcami poziomo w śnieg pokrywający zbocze. Tylko w taki sposób udaje mi się pokonać ten odcinek nie tracąc przy tym równowagi.
Tak właśnie wyglądał nasz pierwszy dzień zimowej majówki w 2018r. Drugą część znajdziesz zaś tutaj.
Mimo jednak trochę niesprzyjających warunków atmosferycznych, całą wyprawę oceniam bardzo pozytywnie. Było dużo śmiechu i przygody.
Podobało się? Zainspirowałam?
Zostań proszę na dłużej - obserwuj mój profil na Facebooku. Będzie mi również bardzo miło, jeśli zostawisz po sobie jakiś ślad na blogu :-).